To nie mój problem, to problem kapitalistów!
Table of Contents
##
“Niska dzietność to nie mój problem, to problem kapitalistów!”
Jestem bardziej niż pewny, że jeśli przeczytaliście kiedyś jakąkolwiek dyskusję na temat trwającej obecnie w Polsce i wielu krajach świata katastrofie demograficznej, na pewno trafiliście przynajmniej raz na powyższe zdanie.
Ale czy rzeczywiście możemy spać spokojnie i ignorować problem demografii? Odwołamy nadejście zapowiadanej przez ekspertów demograficznej katastrofy i będziemy się jedynie śmiać z tych przebrzydłych i krwiożerczych kapitalistów, bo to oni jako jedyni z tego powodu ucierpią?
No właśnie to nie jest prawda.
Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana niż tego typu chłopski rozum, a konsekwencje tak dużych i szybko zachodzących zmian, jakimi są trwające przemiany demograficzne, uderzą w nas wszystkich, bez znaczenia jakie są nasze poglądy ekonomiczne czy polityczne. Ba! Myślę, że można się tu nawet pokusić o przywołanie starego powiedzenia “zanim gruby schudnie, chudy umrze z głodu”, gdzie jak się pewnie domyślacie, my jako społeczeństwo jesteśmy tymi “chudzielcami”.
##
Powody, dla których dotyka to nas wszystkich
#
Globalna gospodarka i jej zależności
Wszystko to, co mamy obecnie wszędzie dookoła siebie mamy tylko dlatego, że nasze gospodarki po prostu działają. A jak działają? W dużym skrócie i uproszczeniu — w oparciu o długi i instrumenty pochodne, które według samej definicji wymagają wzrostów.
-
Jeśli nie doświadczymy w najbliższych latach znacznego wzrostu produktywności na osobę, to przy spadającej populacji, a do tego jednocześnie jeszcze szybciej spadającej liczebności ludzi aktywnych zawodowo, nasze wzrosty po prostu przestają istnieć, a gospodarka zacznie się po prostu kurczyć.
-
Do czego doprowadzi takie kurczenie się gospodarek? Do bankructw, dużej liczby bankructw, bo wszelkie długi pozostaną po prostu niespłacalne. I już samo to zjawisko to ogromny problem krótkoterminowy, który drastycznie zmieniłby nasze życia. Tylko co ważniejsze, jeśli większość świata przestanie spłacać swoje długi (bo zdecydowana większość świata jest znacznie poniżej zastępowalności pokoleniowej, i to ta bogatsza część), to później cały świat będzie również mniej skłonny do ponownego udzielania nowych pożyczek w przyszłości. Jak wyżej wspomniałem, ogrom naszej gospodarki to dług i instrumenty pochodne. Jak podaje Yahoo!Finance, przed pandemią globalne wskaźniki zadłużenia do PKB wykazywały trwający od dziesięcioleci trend wzrostowy. Globalny dług publiczny potroił się od połowy lat 70., osiągając 92% PKB lub 91 bln USD do końca 2022 roku. Zadłużenie prywatne również potroiło się do 146% PKB, osiągając 144 bln USD w latach 1960-2022.[1].
-
Gdyby system oparty na długu załamał się, nasze gospodarki mogłyby się skurczyć do rozmiarów sprzed 100 lat. Jednak sytuacja byłaby jeszcze gorsza niż w latach 20. XX wieku - podczas gdy tamte gospodarki były budowane jako lokalne i samowystarczalne, dzisiejsze są głęboko zależne od globalnych powiązań. Nagłe przejście do małych, lokalnych gospodarek bez odpowiedniej infrastruktury i zaplecza byłoby dramatyczne w skutkach. Nie oznaczałoby to końca świata, ale znaczące pogorszenie jakości życia dla wszystkich.
#
Praktyczne konsekwencje dla społeczeństwa
Spadek liczby urodzeń ma również bardzo praktyczne konsekwencje dla codziennego funkcjonowania społeczeństwa:
-
Niedobór siły roboczej, bo mniej osób w wieku produkcyjnym oznacza po prostu mniej pracowników we wszystkich sektorach gospodarki. Dotyczy to zarówno wysoko wykwalifikowanych specjalistów, jak i pracowników wykonujących mniej prestiżowe, ale niezbędne zawody. Jesteście gotowi na brak pracowników w firmach odbierających z waszych domów i mieszkań śmieci? Według analiz GUS w 2050 będziemy mieli pomiędzy 5 a 6 milionów mniej ludzi w wieku produkcyjnym.
-
Problemy w kluczowych sektorach: Brak rąk do pracy może dotknąć takie sektory jak rolnictwo, gdzie już teraz średni wiek rolnika jest wysoki. Kolejnym ważnym sektorem jest opieka zdrowotna, gdzie będziemy jednocześnie mieć zmniejszoną “podaż” lekarzy i pielęgniarek, a która jednocześnie będzie oblegana, bo wraz ze wzrostem udziału emerytów w społeczeństwie wzrośnie też zapotrzebowanie na usługi medyczne, bo to właśnie emeryci głównie z nich korzystają. I takich sektorów jest więcej, co w ogólnym rozrachunku doprowadzić może do obniżenia jakości życia dla nas wszystkich.
-
Innowacje i postęp: Mniejsza populacja to również mniej naukowców, inżynierów i innowatorów, co może spowolnić postęp technologiczny i medyczny. Więcej o tym niżej.
-
Obciążenie systemu emerytalnego: Starzejące się społeczeństwo przy malejącej liczbie osób w wieku produkcyjnym stanowi ogromne wyzwanie dla systemów emerytalnych i wspomnianej wcześniej opieki zdrowotnej. GUS prognozuje wzrost liczby emerytów z trochę ponad 7 milionów obecnie, do ponad 10 milionów w 2050. I często powtarzane “zamiast odkładać w piramidzie finansowej ZUSu, powinniśmy te pieniądze inwestować” jest zdaniem po prostu śmiesznym z powodów, które opisałem wyżej. Bez wzrostu (czy chociażby stabilności) populacji, długofalowo nie ma stabilności gospodarek, a przez co inwestycje nic nie dają.
#
Spokojnie, “zategujemy” to innowacjami
To kolejny “argument” używany przez ludzi twierdzących, że żadnej zapaści demograficznej nie będzie i wszystko będzie “cacy”.
Tylko że tak nie będzie.
Jak już wspomniałem, nasze gospodarki do działania potrzebują wzrostów, ewentualnie stagnacji (ale i ona ma swoje konsekwencje). Tylko do wzrostu gospodarek potrzeba innowacji. A innowacje, szczególnie te technologiczne, poprawiające nasze życie, są trudne do wynalezienia, a każda kolejna innowacja tylko to utrudnia, bo wszystkie łatwo osiągalne cele są już zajęte. Potrzeba do tego wielu mądrych i, co ważne, młodych ludzi, którzy ciężko nad tym pracują, a są do tego wspierani przez znacznie większą grupę ludzi pracujących na utrzymanie naszych społeczeństw “w biegu”, co pozwala na inwestowanie w innowacje.
Drastycznie mniejsza liczba młodych ludzi w kolejnych pokoleniach w zasadzie to wszystko przekreśla. Nie będzie po prostu komu pracować na utrzymanie społeczeństw, żeby ta wąska grupa mądrych ludzi mogła pracować nad innowacjami. Nie będzie po prostu na to ani miejsca (będą potrzebni gdzie indziej), ani też środków (znowu, będą potrzebne gdzie indziej). Prowadzić to będzie najpierw do technologicznej stagnacji, co średnio- i długofalowo doprowadzi do zapaści samych gospodarek.
#
Jeszcze trochę o gospodarce i ekonomii
Nie jestem jakimś wielkim fanem obecnego paradygmatu ekonomicznego, który ustanowiliśmy jako ludzkość, ale istnieje on i będzie istniał jeszcze długo. Jest to jedna z tych „najbardziej stabilnych sytuacji, jakie do tej pory wymyśliliśmy”, która nie jest tak naprawdę dobra dla wielu (ale nie wszystkich) ludzi, ale wciąż lepsza niż (prawie?) wszystkie systemy w historii.
Nasz system opiera się na tym, że klasy wyższe wyzyskują te niższe, no i ogólnie rzecz biorąc, nie jest to zbyt super. AAALE. Jeśli PKB zacznie spadać, ludzie będą umierać. Jeśli drastycznie spadnie, umrze wielu ludzi. Wiemy to, ponieważ jest korelacja pomiędzy recesjami a rosnącą śmiertelnością (źródło). Nie ma tu bezpośredniego łańcucha przyczynowo-skutkowego, ponieważ skutki są rozbieżne, ale korelacja jest silna i istnieje.
Kto umiera najczęściej? BINGO: najbiedniejsi, najbardziej wyzyskiwani spośród naszych społeczeństw.
Jeśli wskaźnik urodzeń nadal będzie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, w końcu nie będziemy w stanie imigrować wystarczająco wielu ludzi (tj. importować siły roboczej), aby tymczasowo “zasypywać” nasze problemy demograficzne. Początkowo PKB będzie spadać powoli, a następnie załamie się być może w ciągu kilku lat i nie odbuduje się, dopóki wskaźniki urodzeń nie wrócą do normy.
Można argumentować, że taka “weryfikacja” obecnego paradygmatu ekonomicznego może być dobra. Tylko czy warto ku temu poświęcać życie ogromu ludzi, których śmierci można uniknąć?
##
Co dalej?
Problem demograficzny to nie jest tylko zmartwienie “złych kapitalistów” czy abstrakcyjny problem ekonomistów — to realne wyzwanie, które dotknie każdego z nas. Od jakości opieki zdrowotnej, przez stabilność gospodarczą, aż po naszą przyszłą emeryturę - konsekwencje obecnych trendów demograficznych będą głębokie i długotrwałe.
Czy możemy jakoś złagodzić nadchodzący kryzys? Z pewnością tak, ale wymaga to przyznania, że problem istnieje i dotyka nas wszystkich. Zamiast dzielić się na “my” i “oni”, może warto zastanowić się, jak wspólnie możemy stawić czoła jednemu z największych wyzwań naszych czasów? Bo choć łatwo jest machnąć ręką i powiedzieć “jakoś to będzie”, to historia uczy nas, że ignorowanie problemów demograficznych nigdy nie kończyło się dobrze.
A Wy, jak wyobrażacie sobie Polskę za 30 lat, jeśli obecne trendy się utrzymają?