Wychodzenie z kryzysu demograficznego boli
Od jakiegoś czasu bardzo dużo mówi się o naszej zapaści demograficznej. I bardzo dobrze, bo musimy o tym mówić i szukać sposobu na wyjście z tego i znaczną poprawę dzietności.
Tylko mało osób ma świadomość tego, że samo wychodzenie z kryzysu demograficznego, a dokładnie okres przejściowy pomiędzy poprawą dzietności i pojawieniem się pozytywnych skutków tych działań, powoduje tymczasowo zwiększenie obciążeń, co oczywiście nie zmienia faktu, że musimy to zrobić.
A dzieje się tak dlatego, że kiedy jesteśmy w fazie ciągłych spadków dzietności, to rosną obciążenia budżetowe związane z utrzymaniem coraz większego odsetka emerytów. I to pod każdym względem, czy to wypłacania emerytur, utrzymania służby zdrowia, utrzymania infrastruktury, cokolwiek. A za zwiększonymi obciążeniami budżetowymi idą zwiększone obciążenia podatkowe, bo skądś te pieniądze muszą się wziąć.
A co się stanie, kiedy zwiększymy dzietność? To zwiększone obciążenie budżetowo-podatkowe magicznie nie zniknie od razu, a dopiero po 20-25 latach, kiedy te pierwsze większe pokolenia zaczną wchodzić na rynek pracy. I przez te same 20-25 lat dojdzie nam kolejne obciążenie, związane z wychowaniem dzieci. Będziemy potrzebować więcej żłobków, przedszkoli i szkół, żeby te dzieci odpowiednio wychować i wyszkolić. Jeszcze bardziej obciążymy służbę zdrowia, bo dzieci również sporo chorują. Zwiększymy obciążenie infrastruktury, zwiększymy konsumpcję (co będzie powodować większe zapotrzebowanie na pracę). I o ile to ostatnie powinno pociągnąć za sobą wzrost wynagrodzeń, to wszystkie poprzednie na te wspomniane 20-25 lat dodatkowo obciążają nas budżetowo, a co za tym idzie, podatkowo.
Co nie znaczy, że nie należy tego robić, bo wbrew pozorom, to właśnie to pokolenie, które zostanie tymczasowo obciążone, długofalowo jedynie na tym zyska i będzie pierwszym od lat, których byt w wieku średnim i starczym nie będzie ocierać się o nędzę.